Lodów od Groma zjadłem od groma

Kiedy dowiedziałem się, że w Paryżu otwierają kolejną lodziarnię tej marki, to od razu wiedziałem, że o niej napiszę, bo tytuł sam mi spadał z sufitu.
Nazwa firmy to nazwisko jednego z dwóch trzydziestolatków z Turynu, którzy pod wpływem „papieża slow food” Carla Petriniego, postanowili karmić Włochów lodami ze smakiem, ale bez chemii. Pod hasłem „il gelato come una volta – lody jak niegdyś”.
Zanim Federico Grom i Guido Martinetti zaczęli je sprzedawać, szukali – jak mówią – najlepszego mleka po całym Piemoncie, najlepszych owoców po całych Włoszech, najlepszego kakao po całej Ameryce łacińskiej. Twierdzą, że znaleźli, a po to, żeby mieć pewność, że zawsze znajdą, po rozkręceniu firmy kupili 15 hektarów w niedalekiej Costigliole d’Asti, gdzie uprawiając owoce uprawiają rolnictwo ekologiczne.
„Ekologiczność” jest jednym z argumentów sprzedaży, choć, jak się wydaje z lektury prospektów, „najwyższa jakość” surowców nie musi oznaczać ścisłego poddawania się normom europejskim.
Sukces był szybki i ogromny. Lodziarnie z szyldem „jak niegdyś” rozmnożyły się po całych Włoszech, Europie i zawędrowały na inne kontynenty. Obroty z niewielkich tysięcy euro rozkręciły się w miliony. Firma najpierw dobrała sobie partnerów, a potem sprzedała się jednemu z największych koncernów spożywczych – Unilever.

grom11

W Paryżu do niedawna były trzy lodziarnie Groma, a w październiku otworzono czwartą, przy smakowicie targowej ulicy Montorgeuil, w samym niemal środku stolicy Francji.
Pobiegłem na inauguracje, bo wiedziałem, że nie będzie przemówień, ale będą lody za darmo. I były zarówno kremy – znaczy na mleku, z tłuszczem – jak i sorbety, owocowe, na czystej, alpejskiej wodzie mineralnej (tak przynajmniej głosi folder).
Nie mam najmniejszej wątpliwości, że zgodnie z tym, co głoszą ulotki, lody sporządzone są bez barwników, emulgatorów i konserwantów, Nie mam przecież również wątpliwości, że to wyrób przemysłowy. Co nie znaczy, że niedobry. Nie chcę tu nikomu robić reklamy – no, może poza Gromem – ale wymienić mógłbym z miejsca kilka wspaniałych marek włoskich i amerykańskich. Tak samo, jak adresy rzemieślników, nawet o włoskich, których przesłodzone kulki do wszystkiego wydają się nadawać, oprócz lizania. Bo – w przeciwieństwie do Groma – kiepskie są w smaku albo i bez.
A co najbardziej cenimy w lodach? Oczywiście smak. A smak zależy przede wszystkim od wieku. Wieku konsumenta.
Często rozmawiam o jedzeniu, nierzadko o deserach, nieraz o lodach. I zauważyłem, że osoby, które jako dzieci wyjechały z Polski myślą o niej, jako o kraju najlepszych na świecie lodów. Ze łzą w oku wspominają warszawską „Galanterię Veneziana” (Polak mały nie przeczyta gelateria), w euforię wbija ich wspomnienie sopockich „Lodów Capri” Jak mawiała jedna z moich ukochanych – gdyby przeprowadzić badania naukowe to okazałoby się, że lody najbardziej smakują siedmiolatkom.
Dlatego, jeśli macie klientów w tym wieku i którąś z siedemdziesięciu lodziarni Groma pod bokiem, sprawcie im frajdę, którą może zapamiętają na całe życie.

Ludwik Lewin