Patrzę na jezioro Wannsee
zakładając ozdoby na ramię i na czoło
Jest szare marcowe przedpołudnie
Jestem choć miało mnie nie być
Przez wszystkich zdradzony
zapomniany
od rodziców od praojców
na zawsze
aż do imienia
Modlę się o zdrowie i szczęście
moich dzieci
i dzieci moich dzieci
tych co jak pestki granatu
jak ziarnka piasku na pustyni
I drżę przy tym na myśl o jutrze
Szarość pejzażu rozdziera
kwiecista kurtka dziewczynki na rowerze
Dziewczynka ma jasne włosy i piegi
nuci wesołą melodię
i uśmiecha się do pogodnych myśli
Pisał jej pradziadek do swej żony, która jej babcię kołysała na kolanach
Zabijam dzieci i matki i wiem że tak trzeba
dla dobra świata
I wiem przede wszystkim
że z nami zrobiliby to samo
Nie zrobili
Blade słońce przebiło się przez chmury
i ociepla grudy rudej ziemi
Wokół tyje Germania felix
A ja się w pustym śmiechu skręcam
gdy powtarzacie nigdy więcej