MESTURET albo 100 PROCENT FRANCJI Z LEKKIM POLSKIM AKCENTEM

Pierwszy raz poszedłem z dwoma profesorami. Tak zawzięcie dyskutowali o strukturach kryształu, że chyba nie zauważyli, co jedli, ani nawet gdzie. Natomiast gdy le Mesturet odwiedziłem z Francisem Brochetem, wybitnym specjalistą od spraw europejskich, komentatorem zgrupowania francuskich dzienników regionalnych EBRA, nie przestawaliśmy mówić o wyglądzie restauracji i o tym, co na talerzach.
Mój nowojorski kuzyn, którego też zaprowadziłem do tego bistra, położonego między Giełdą, Biblioteką Narodową i Luwrem, oczarowany był prawdziwie paryską atmosferą i autentycznością dań w le Mesturet.
Kręciła trochę nosem, ale wcinała z apetytem, moja facebookowa przyjaciółka Anetka. A kręciła dlatego, że sama pracuje w restauracji i przyznać musiała, że w le Mesturet, wszystko było lepsze. Co tu dużo gadać. Ta knajpa to dla każdego coś miłego.
I to nie od dzisiaj. Zawsze, a przynajmniej od 1883 roku, była tu oberża, ale nie był to jeszcze le Mesturet, który sto dwadzieścia lat później założył Alain Fontaine. Otwierając lokal postanowił, że pozostanie on miejską oberżą, co oznacza, że otwarty będzie codziennie, w piątek i świątek, od rana do nocy. Większość paryskich restauracji czynna jest jedynie w porach posiłku, a wiele z tych lepszych nie pracuje w soboty i niedziele.

le Mesuret

Wśród dań i przystawek trudno wybierać między pasztetem z dzika a ślimakami w grzybach leśnych, francuskim gulaszem z sarny, a tradycyjną blanquette, pokrajaną w niewielkie kawałki, duszoną cielęciną, jednym z najbardziej ulubionych dań Francuzów. Potraw jest tyle, że wszystkich nie będę wyliczał, dodam tylko, że wszystkie są dobre, a nawet bardzo dobre.
Gdy przychodzi czas na deser, najchętniej rzucam się na „paris-brest”, ciastko „nie dla niejadków”, jak ostrzega karta. I słusznie, bo jest naprawdę ogromne.

Sporządził je po raz pierwszy w roku 1910 cukiernik z Maisons-Laffitte na cześć wyścigu kolarskiego Paryż-Brest. (Maisons-Laffitte to tam gdzie jest Kultura Giedroycia, który był klientem tej do dziś istniejącej cukierni). Zrobiony z ciasta ptysiowego, nadziany kremem i posypany obranymi migdałami, ma „paris-brest” kształt koła od roweru. A w le Mesturet niemal i jego wielkość.
Myślałem, że deserowa obfitość związana jest z nazwą lokalu, gdyż „mesturet” to zimowa słodka specjalność z południowo zachodniej Francji. Słodycz dla ubogich, bo jest to ciasto z kukurydzianej mąki, bez jajek, nadziewane dynią. Ale nie tylko. „Mesturet” to w tamtejszym dialekcie również łobuziak, urwis. Ciekawe, które znaczenie przyciągnęło pana Fontaine, paryżanina od ośmiu pokoleń?
Zarówno na obiad, jak i na kolację restauracja proponuje zestawy – „mały Mesturet”, czyli przystawka i drugie, lub drugie i deser albo „wielki Mesturet” – to znaczy wszystkie trzy dania. To też jest dosyć wyjątkowe, gdyż paryskie lokale tańsze zestawy proponują tylko na obiad, wieczorem trzeba płacić więcej. Na swej stronie internetowej gospodarze zapewniają, że zamawiając zestaw codziennie przez trzy tygodnie, można ani razu nie zjeść dwa razy pod rząd tego samego dania.
Jest tam jeszcze nieprawdopodobny jak na Paryż zestaw za 12 euro, z przekąską, drugim, serem i deserem. Trzeba zamówić natychmiast po wejściu i zjeść przy bufecie. Nieco mniejsze niż z karty, ale równie wyśmienite.

Przeczytałem gdzieś w Internecie, że Alain Fontaine, będąc dzieckiem obserwował jak mama przygotowywała dla taty składającą się z kilku dań wałówkę, którą wkładała do pojemników. A będąc właścicielem le Mesturet postanowił podskoczyć oczko wyżej i zestaw, pod nazwą „bystrzak, co ma całość”, podaje na tackach z przegródkami.
Le Mesturet to bistro francuskie do szpiku kości. (Jedną z przekąsek jest zresztą kanapka ze szpikiem w smakowitym sosie z czerwonego wina). Niczego nie zmieniając można by tu kręcić film o komisarzu Maigrecie, czy o przygodach innych, słynnych i mniej słynnych paryżan.
A przecież… I tu wyszło szydło z worka, czyli mój prawicowy populizm i wsteczny nacjonalizm. W le Mesturet najbardziej podoba mi się pani Ewa, żona pana Fontaine. Nie tylko ze względu na urodę, przede wszystkim dlatego, że jest Polką i gdy tam jestem mogę z nią rozmawiać po polsku.
Po polsku proponuje mi odpowiednie do zamówienia francuskie wina, których w ich piwnicy jest aż sto rodzajów. Są wielkie, legendarne burgundy i bordeaux, ale również nieznane, choć wyśmienite nektary małych producentów. Dyrektor dumny jest ze swego talentu do wyszukiwania niebanalnych winogrodników. I nie tylko. W le Mesturet zjeść można regionalne sery, nie do znalezienia gdzie indziej w Paryżu.Pewien krytyk gastronomiczny zachwycał się, doskonałym, jak pisze, serem tome du Ramier, z okolic Montauban w południowo zachodniej Francji.
Podobnie jak wina i sery, również mięso, jarzyny i owoce pochodzą od najlepszych francuskich dostawców.


W początku grudnia 2019 r. gospodarze le Mesturet odeszli na chwilę od monopolu francuskości na swych talerzach, organizując „tydzień polski”, podczas którego oprócz codziennych dań z karty, serwowano specjały znad Wisły i Odry, od żuru – najstarszej polskiej zupy – przez pierogi i placki kartoflane – po makowiec. Francuzi zachwycali się niespodziewanymi smakami znad Wisły. Oprócz klasycznych pierogów, które od dawna wychwalają wszyscy obcokrajowcy, barszcz z uszkami podbił paryżan, a stary Polonus niemal ze łzami w oczach wychwalał uszka z barszczu „zupełnie takie jak robiła mamusia”. Pączki z konfiturą z róży i sernik uznano za szczyt wykwintności i wysokiego kunsztu polskiej kuchni.

Polonizacja paryskiego bistra okazała się ogromnym sukcesem.

„Wieczorem wszystko było zjedzone, do ostatniego okruszka” – powiedziała mi pani Ewa, którą podejrzewam o autorstwo tego pomysłu. Choć być może podsunął go pisarz i znawca sztuki Tomasz Rudomino, dyrektor paryskiego ośrodka Polskiej Organizacji Turystycznej.
Trzeba to ustalić, szybko wracając do le Mesuret.