Piwo albo jeszcze jeden napój bretoński

Bretania to region, który na każdym kroku podkreśla odmienność od reszty Francji, a jej mieszkańcy, choć praktycznie zarzucili swój celtycki język, którym już nikt na co dzień nie mówi, uważają, że są narodem odrębnym od Francuzów. Tę odrębność pokazują najpierw drogowskazy, na których pisownia bretońskich nazw miejscowości nic nie ma wspólnego z francuską. Bretoński króluje na szyldach tamtejszych kawiarni, restauracji i naleśnikarni. Te ostatnio są niewątpliwą i promieniującą na cały kraj specjalnością, podobnie jak herbatniki i inne suche ciasteczka bretońskie. Nie tylko one.

Tradycyjnym napojem Bretanii jest cydr, ale od ponad ćwierćwiecza, jak grzyby po deszczu wyrastają tam wytwórnie piwa – niewielkie rzemieślnicze lub jeszcze mniejsze: mikrobrowary.

Moda na mikrobrowary zaczęła się w Anglii w latach 70 ubiegłego wieku, szybko przepłynęła Ocean, by wybuchnąć w USA, po czym wróciwszy z antypodów, pienić się zaczęła w całej prawie Europie.

Gdy dotarła do bretońskiego departamentu Finistère współcześni druidzi zadekretowali, że piwo to napój czysto celtycki, a dokładniej bretoński. Ponieważ wśród nowych piwowarów byli zapaleńcy, a zapewne i z przyczyn handlowych, celtyckiego szlachectwa odmówiono przemysłowym pilznerom. I słusznie, bo w tej kategorii Bretania nie miała najmniejszych szans by konkurować z piwnymi koncernami francuskimi, które opanowały ponad 90% rynku.

Za bretońskie uznano natomiast piwa o bogatym smaku, niepasteryzowane, ciemne, bursztynowe i nawet jasne, ale zmieniając im nazwę na blond. Piwa te są robione w Bretanii, różnią się od przemysłowej masówki, ale często wzorowane są na napojach irlandzkich, belgijskich czy niemieckich. Nie przeszkadza im to w dumnym noszeniu bretońskich imion, takich, jak britt, celtika, czy koreff (co oznacza piwo zrobione bez chmielu).

Jak się wydaje naprawdę miejscowym pomysłem są piwa z algami, z gryką czy też z wodą morską.

Pod koniec listopada niektóre browary zaczynają warzyć „piwo bożonarodzeniowe”. Browar Brasserie de Bretagne (Britt) w Tregunc w departamencie Finistere, w wersji świątecznej wypuścił  napój, który Na co dzień nazywa się Sant Erwan, jak święty patron Bretonów.

Piwo bożonarodzeniowe charakteryzuje się bursztynową barwą ze złocistymi pobłyskami. Pachnie cynamonem i skórką cytrusów, a nawet piernikiem. Nad tym wszystkim wzlatuje leciutki obłoczek chmielu. Sant Erwan zrobione jest aż z siedmiu zbóż: jęczmiennego słodu, pszenicy, mąki orkiszowej, owsianej i z prosa oraz, co w Bretanii niemal nieuniknione, z gryki.

Nie należy sądzić, by do zauważenia mikrobrowaru konieczny był mikroskop. Jeżeli wytwórnia produkuje mniej niż 100 tysięcy hektolitrów to zaliczana jest do kategorii rzemieślniczych, a jeśli nie przekracza 18 tysięcy hl to mamy do czynienia z mikrobrowarem.  Pośród około 200 bretońskich piwowarów, wielu jest jednak prawdziwych chałupników, warzących swój napój w ilościach z trudem zaspokajających pragnienie okolicznych amatorów.

W sumie jednak rzemieślnicy i chałupnicy bretońscy wypuszczają na rynek niemało. Ich region jest trzecim francuskim producentem, po niedoścignionej Alzacji-Lotaryngii i tuż za regionem Północy, który zwie się od niedawna Górą Francji.  Bretońskie piwa dostać można w całej Francji, niektóre browary sporo sprzedają za granicę, do USA, a nawet Japonii. Kiedy nad Wisłę i Odrę?